Diagnoza ADHD u kobiet często przychodzi późno – ale kiedy już się pojawia, może stać się początkiem powrotu do siebie. W poprzednim wpisie opowiadałam o tej jednej myśli, która nie chciała zniknąć… i o tym, jak wyglądał mój proces dojrzewania do diagnozy ADHD w dorosłym życiu.
Dziś zapraszam Cię do kolejnego fragmentu tej drogi. Jak wygląda ADHD u kobiet, kiedy już wiemy, że „to to”? Co dzieje się w codzienności, kiedy przychodzi ulga – ale też potrzeba zmiany?
Martyna zadała mi kilka ważnych pytań – o zaakceptowanie chaosu, redefinicję słowa „lenistwo”, codzienne strategie, a nawet… o radość ze sprzątania.
To rozmowa pełna szczerości i oddechu. Jeśli czujesz, że czasem nie nadążasz za sobą – może znajdziesz w niej kawałek swojej historii.
Co się dzieje po diagnozie? Pierwsze zderzeniu z codziennością
Martyna:
W poprzednich rozmowach opowiadałaś, jak diagnoza ADHD była dla Ciebie punktem zwrotnym. Ale co działo się potem, kiedy zderzyłaś się z codziennością i już wiedziałaś, że to ADHD?
Ania:
Naprawdę zadziała się magia. Choć nie w tym dosłownym, bajkowym sensie tylko w takim… codziennym, miękkim, z ciała.
To było coś w rodzaju automatycznego poukładania się wewnętrznych puzzli. Nie dlatego, że ADHD nagle wszystko wyjaśniło.
Tylko dlatego, że przez lata wkładałam ogrom pracy w poznawanie siebie na różnych poziomach.
I wreszcie to zaczęło się zazębiać.
Od dawna żartowałam, że mam „mózg schizofrenika” albo „ADHD-owy mózg”.
W półuśmiechu, trochę na rozładowanie napięcia, mówiłam: „Jednego dnia jestem coachem, drugiego organizuję wydarzenia sportowe, a trzeciego uczę dzieci pływać”.
Żyłam w wielu tożsamościach jednocześnie – i to było dla mnie naturalne.
Ale gdzieś pod spodem czułam, że to nie tylko temperament. Że jest coś głębiej.
Coś, co nie pozwalało mi się zmieścić w jednej definicji. W jednej specjalizacji. W jednej roli.
Po diagnozie zaczęłam się temu przyglądać inaczej.
Pozwoliłam sobie na pełną akceptację – czasem wręcz demonstracyjnie. Przegięłam w drugą stronę.
Chciałam zobaczyć, co się stanie, kiedy pozwolę sobie zapomnieć. Kiedy zaakceptuję, że gubię rzeczy. Że robię coś w chaosie.
I nagle to wszystko – co przez lata było piętnowane jako „niedojrzałe”, „nieogarnięte” – zaczęło być dla mnie po prostu… częścią mnie.
Zdarzało się, że mój partner mówił:
„Odkąd masz diagnozę, wszystko tłumaczysz ADHD. Bardzo się zmieniłaś.”
I miał rację.
Bo to faktycznie była zmiana. Ale nie z potrzeby tłumaczenia się czy wymówki.
Nie chodziło o „mam ADHD, więc spadajcie – mogę teraz leżeć, pachnieć i nic nie robić”.
Chodziło o to, żeby wreszcie móc poczuć, jak to jest być sobą – bez oceny.
Chciałam to poznać. Sprawdzić, jak reaguje moje ciało, moje otoczenie, kiedy ja przestaję się tłumaczyć.
Kiedy nie gram perfekcyjnej wersji siebie, tylko jestem w tym – nawet jeśli to oznacza bałagan, zmęczenie, niepamięć, odpuszczenie.
To nie była ucieczka od odpowiedzialności.
To była nauka akceptacji.
Dopiero poznając siebie taką, jaka jestem naprawdę – bez upiększeń i bez zawstydzenia – mogłam zacząć z tym pracować.
I iść dalej. Już nie wbrew sobie. Tylko razem ze sobą.
Nie strategia, tylko zrozumienie gdy wszystko zaczyna się układać
Martyna Sobiecka:
Jakie były największe wyzwania, z którymi musiałaś się zmierzyć, kiedy zaczęłaś świadomie żyć z diagnozą ADHD i uczyć się nowych strategii radzenia sobie na co dzień?
Ania Kuryłek:
Powiem szczerze – nie było wielkich wyzwań.
Może dlatego, że to wszystko wydarzyło się niedawno.
Moja diagnoza przyszła w marcu, może na początku kwietnia… więc jestem w tym procesie od naprawdę krótkiego czasu. Ale to, co się zadziało, to bardziej zachwyt niż walka.
To był moment, w którym wreszcie zaczęłam rozumieć, dlaczego pewne rzeczy wcześniej nie działały.
Nie dlatego, że byłam leniwa, niezdolna albo że brakowało mi motywacji.
Po prostu narzędzia, które stosowałam, nie były dopasowane do mojego sposobu funkcjonowania.
I teraz, mając świadomość, jak działa mój mózg – mogę wszystko składać od nowa. Ale już nie z presji – tylko z ciekawości.
To jest proces. Obserwacja. Czasem testowanie.
I dopiero teraz zaczynam zauważać, co mi naprawdę służy.
Jak mogę pracować z checklistą, jak działa na mnie rytm dnia, co mnie stymuluje, a co przeciąża.
To nie są wielkie przełomy, to drobiazgi. Ale bardzo znaczące.
Gdybym miała wskazać coś trudniejszego – to byłoby to przed diagnozą.
Kiedy żyłam w ciągłym poczuciu, że coś robię źle, że się nie nadaję, że nie ogarniam tak jak „wszyscy inni”.
Teraz wiem, że mój mózg po prostu działa inaczej. I to nie znaczy, że gorzej.
To przynosi ogromną ulgę.
Od winy do zrozumienia – o przemocy, pracy i tożsamości
Martyna Sobiecka:
Wspomniałaś wcześniej, że wiele z Twoich wcześniejszych zachowań, które kiedyś wydawały się problematyczne, teraz nabrało sensu w kontekście ADHD.
Czy jest jakiś konkretny moment z przeszłości, który teraz widzisz zupełnie inaczej i który stał się symbolem tego nowego zrozumienia?
Ania Kuryłek:
Tak.
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to moja złość a właściwie agresja wobec dzieci.
To nie jest łatwe do powiedzenia na głos, ale to była prawda mojego życia.
I przez lata nosiłam w sobie przekonanie, że to czyni mnie złym człowiekiem.
Złą matką.
Ale dziś patrzę na to inaczej.
Nie po to, żeby się usprawiedliwiać bo niektóre rzeczy po prostu były złe.
Tylko po to, żeby siebie zrozumieć.
Bo kiedy zaczynasz rozumieć, skąd coś się wzięło nie musisz dłużej nieść ze sobą poczucia winy.
To był jeden z największych przełomów.
Zobaczyć, że moja reakcja była objawem przeciążenia, a nie cechą charakteru.
Że to było ADHD – niezdiagnozowane, niezrozumiane, niewypowiedziane.
A nie ja jako „ktoś zły”.
I ten wgląd przeniósł się też na mój świat zawodowy.
Bo przez długi czas słyszałam i niestety też w to wierzyłam, że robię za dużo.
Że skoro jestem dietetyczką, psychodietetyczką, pracuję z Totalną Biologią, prowadzę coaching, aqua fitness, warsztaty rozwojowe to znaczy, że nie jestem w niczym dobra.
Bo przecież „nie można być dobrą we wszystkim”, prawda?
A dziś wiem:
Że to wszystko mnie tworzy.
To, że widzę połączenia między pozornie odległymi obszarami.
To, że łączę ciało z psychiką, energię z jedzeniem, emocje z codziennymi rytuałami.
I to nie jest wada. To mój dar.
To sposób, w jaki działa mój mózg i już się tego nie wstydzę.
Zrozumienie ADHD pozwoliło mi odzyskać siłę.
Nie przez zmianę.
Ale przez powrót.
To nie lenistwo. To system, który się przeciążał
Martyna Sobiecka:
To naprawdę pięknie pokazuje, jak zrozumienie siebie pozwala spojrzeć na swoje doświadczenia z nową perspektywą i z większą akceptacją. To cenna refleksja.
Przejdźmy więc dalej jak zmieniło się Twoje postrzeganie siebie, gdy zrozumiałaś, że to, co kiedyś nazywałaś lenistwem, w rzeczywistości było objawem przeciążenia związanego z ADHD?
Jakie emocje towarzyszyły Ci, kiedy zaczęłaś patrzeć na siebie łagodniej?
Ania Kuryłek:
To była ogromna ulga.
Ale też moment, który przyniósł… wzruszenie.
Bo nagle wszystko zaczęło się składać w jedną całość.
Zrozumiałam, że to nie ja byłam „leniwa”, tylko mój system był przeciążony.
To była reakcja ciała, które nie miało już siły.
Przez lata miałam w sobie te dwie skrajności:
Z jednej strony – intensywne działanie.
Potrafiłam wejść w jakiś projekt i pracować bez przerwy – godzinami, dniami, z pełnym zaangażowaniem.
A potem… przychodził zjazd.
Cisza. Pustka.
Ciało się wyłączało. Głowa przestawała funkcjonować.
Musiałam to wszystko „odchorować”.
I nie rozumiałam jak to możliwe, że tyle robię, a efektów nie widać?
Teraz wiem: wydatek energetyczny był ogromny, ale zwrot – minimalny.
Bilans się nie zgadzał.
A ja się frustrowałam.
Bo chciałam „robić jak inni”. A mój system był po prostu inny.
I to słowo: „leniwa” – ono naprawdę we mnie siedziało.
Tyle razy je słyszałam.
Zdolna, ale leniwa.
Chaotyczna.
Roztrzepana.
Aż w końcu zaczęłam je zdejmować.
Nie siłą. Nie przez walkę.
Po prostu zrozumieniem.
Te etykiety odpadły same.
Bo przestałam wierzyć, że są o mnie.
Dziś, kiedy znowu wpadam w wir działania – a mój mózg łączy fakty z trzech różnych światów potrafię się zatrzymać. Zadaję sobie pytanie:
Po co to robię? Czy to jest dla mnie? Czy to jest teraz naprawdę potrzebne?
I słucham.
Z uważnością.
Z łagodnością.
To nie lenistwo.
To nauka regulacji.
I miłości do siebie w wersji prawdziwej, nie tej poprawionej.
Odkrywanie codziennych strategii. I magii… w sprzątaniu?
Martyna Sobiecka:
Jakie strategie czy narzędzia odkryłaś po diagnozie, które najbardziej Ci pomagają w codziennym funkcjonowaniu?
Czy jest coś, co szczególnie zmieniło Twój sposób działania na co dzień?
Ania Kuryłek:
Prawda jest taka, że narzędzia miałam… od zawsze.
Ale długo używałam ich w sposób nieświadomy. Czasem niecelnie.
Dopiero po diagnozie zrozumiałam, że intencja i kontekst zmieniają wszystko.
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to oddech.
To jest moja baza. Oddychałam zawsze – jak każdy. Ale dziś robię to inaczej.
Bardziej intencjonalnie. Bardziej świadomie.
Zauważam kiedy oddycham, jak oddycham i dlaczego.
Oddech to moje narzędzie regulacji i ratunek w momentach napięcia.
Złapanie go pozwala mi zejść z autopilota.
Drugą rzeczą, która zaskoczyła nawet mnie samą…
Pokochałam porządek.
Tak, ja – osoba, która przez lata słyszała, że jest bałaganiarą.
Z ADHD sprzątanie potrafi być wyzwaniem.
Ale gdy przestawiłam myślenie i potraktowałam to jako rytuał, coś więcej niż „obowiązek” odkryłam w tym przyjemność.
Sprzątanie stało się dla mnie czasem tylko dla siebie.
Zakładam słuchawki, włączam muzykę lub podcast, biorę odkurzacz i… znikam.
Nikt nie przychodzi – bo dzieci wiedzą, że jak się zbliżą, mogą zostać wciągnięte w porządki.
To taki mój mikroszczelny świat.
W ruchu, w energii, w spokoju.
I wiecie co?
Ten porządek przynosi ulgę nie tylko na zewnątrz, ale i w środku.
Zaczęłam też tworzyć systemy, które realnie mi służą.
Nie ogólne porady – ale moje własne struktury.
Przykład?
Mam torbę na basen i ta torba jest tylko na basen.
Nie zamieniam jej miejscami. Nie używam jej do niczego innego.
Bo wiem, że jeśli będę w pośpiechu, na telefonie, z dzieckiem w tle mój mózg nie przeskoczy między kontekstami.
On potrzebuje prostoty. Przewidywalności.
To nie jest lenistwo. To strategia.
Teraz potrafię nazwać, że coś mi nie działa, bo nie pasuje do mojego mózgu.
I nie muszę się z tym szarpać.
Po prostu dopasowuję.
To jest coś, co naprawdę zmienia moje codzienne życie.
Co powiedziałabym kobietom, które dopiero poznają swoje ADHD?
Martyna Sobiecka:
Gdybyś mogła przekazać jedną najważniejszą myśl kobietom, które dopiero odkrywają swoje ADHD, co by to było?
Co chciałabyś, żeby usłyszały od kogoś, kto już idzie tą drogą?
Ania Kuryłek:
Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy?
Wolność.
Naprawdę tak to czuję.
Umysł ADHDowca jest wolny. Niełatwy, nie zawsze przewidywalny ale wolny.
I w tej wolności jest ogromna moc.
Nasza codzienność może być fascynująca, jeśli się jej przyjrzymy z otwartością.
Bo my kobiety z ADHD postrzegamy rzeczywistość zupełnie inaczej.
Mamy zdolność zaczynania od nowa.
Codziennie.
Mamy niesamowitą intuicję. To czucie, które trudno opisać słowami, ale które jeśli mu zaufamy prowadzi nas z czułością i precyzją tam, gdzie naprawdę chcemy być.
To nie jest zaburzenie.
To nie jest ułomność.
To nie jest coś, co trzeba „naprawić”.
To jest supermoc.
Naprawdę.
Gdy zaczęłam patrzeć na siebie w ten sposób zauważać to, co mnie wyróżnia, zamiast to, co mnie „odróżnia” coś się odblokowało.
Zamiast karmić się poczuciem niedopasowania, zaczęłam korzystać z tego, jak działa mój mózg.
Z tej przenikliwości, z tego chaosu, który niespodziewanie układa się w całość.
Z tej nadwrażliwości, która tak naprawdę jest głębokim czuciem.
Z tej potrzeby autentyczności, której nie da się już dłużej zagłuszać.
I jest w tym wszystkim radość.
Nie udawana. Prawdziwa.
Z małych rzeczy. Z kolorów. Z ruchu.
Z wolności tworzenia życia na własnych zasadach.
Więc jeśli jesteś kobietą, która właśnie zaczyna rozumieć swoje ADHD proszę, nie traktuj tego jak wyroku.
Zobacz w tym zaproszenie.
Do nowego spojrzenia. Do nowego języka.
Do odzyskania siebie.
Na koniec…
Ta rozmowa była dla mnie ważna. Bo nie mówiłam z teorii, z podręczników ale z siebie. Z tych wszystkich momentów, które długo nazywałam „porażką”, „bałaganem”, „niewystarczająco”.
A które teraz wiem, że były wołaniem o zrozumienie. I o ulgę.
Jeśli coś z tego wpisu poruszyło Cię, jeśli odnajdujesz siebie między zdaniami to znaczy, że nie jesteś sama. I że być może to, co wydawało Ci się „trudnym charakterem”, „brakiem ogarnięcia” czy „zmiennością” ma zupełnie inne imię. Takie, które wcale nie musi oznaczać chaosu. Może być początkiem nowej czułości do siebie.
Zabierz ze sobą te myśli:
- Twoje tempo jest dobre.
- Twoje rozproszenie ma sens.
- Twoje „dziwności” są częścią większej całości, która zasługuje na szacunek, a nie naprawę.
- Możesz zbudować swój świat tak, by pasował do Ciebie – nie odwrotnie.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią – napisz do mnie. Jeśli czujesz, że jesteś na podobnej drodze umów się na rozmowę. Tworzę przestrzeń dla kobiet takich jak Ty i ja.
Za dwa tygodnie wrócimy do tej opowieści.
Będzie o relacjach.
O złości, której się wstydzimy.
O dzieciach, które były lustrem.
O słowach, które bolały i o tych, które uczymy się mówić od nowa.
„Relacje: ADHD, złość i dzieci – o tym, o czym trudno mówić”.
Będziesz?
Ania Kuryłek